niedziela, 14 lutego 2016

                                               Rozdział 3


Wrzesień 3 lata wcześniej.
    
             Wracałyśmy z Babi i Pauliną ze szkoły. Chloe zachorowała i obiecałyśmy jej, że po lekcjach ją odwiedzimy i opowiemy wszystkie nowinki. Alek ze swoją paczką odprowadzili nas pod dom Chloe i poszli do nas. Musieli nas odprowadzić, ponieważ to był warunek jaki postawili mi rodzice, że jeśli chcę iść do Chloe to Alek musi mnie odprowadzić, ponieważ po okolicy kręci się jakiś szaleniec. Jak to przeważnie rodzice przesadzają, ale cóż nie mogłam protestować, trudniej było namówić do tego mojego brata, ponieważ stwierdził, że jeśli jego koledzy się nie zgodzą to on mnie nie odprowadzi. Plus był taki że właśnie oni przyszli do niego, a u mnie były dziewczyny, więc my miło i grzecznie poprosiłyśmy o to chłopaków, gdy Alek poszedł do łazienki. Długo nie trzeba ich było namawiać wystarczy, że zrobiłyśmy minkę szczeniaczka i się udało. Braciszek nie miał co protestować. Tę historię opowiedziałyśmy Chloe jako pierwszą. Po 2 godzinach plotek i obżerania się chipsami, zadzwoniła moja mama mówiąc że jest w sklepie koło Chloe i mamy tam przyjść to ona nas odwiezie do domu, więc pożegnałyśmy się z naszą przyjaciółką  i poszłyśmy. Byłyśmy już bardzo blisko sklepy gdy nagle przed i za nami stanęły dwa czarne samochody. Wysiadło z nich 6 potężnych mężczyzn, którzy zakryli nam usta ręką i wciągnęli siła do samochodów. Zabrali nam komórki i wyrzucili je przez okna. Byłyśmy przerażone, chciałyśmy krzyczeć ale nie mogłyśmy, ponieważ zakleili nam usta taśmą, a ręce związali. Po chyba 10-15 minutach jazdy zatrzymaliśmy się. Za nim wynieśli nas z samochodu, na głowy założyli nam worki, nic nie widziałyśmy. Wnieśli nas do jakiegoś domu i zaprowadzili gdzieś do piwnicy. Wywnioskowałam to z tego, że na początku wchodziłyśmy schodami do góry i otworzyły się przed nami jakieś drzwi przez które weszłyśmy do środka domu, następnie poprowadzono nas przez korytarz i znowu otwarli jakieś drzwi i schodziłyśmy schodami w dół. Dopiero tam zdjęli nam worki z głów i wyszli. Pomieszczenie w którym się znajdowałyśmy było ciemne, ale nagle zapaliła się lampka, mała stojąca na biurku, a naszym oczom ukazał się wysoki mężczyzna, miał on może z 22 lata. Podszedł on do nas okleił nam taśmę z ust i rozwiązał nas. Od razu zaczęłyśmy płakać, a on spokojnym głosem powiedział:
-Nie macie się czego bać, ja nic wam nie zrobię. Jesteście tu po to, żeby zaspokajać potrzeby moich pracowników. Reszta dziewczyn jest już trochę zmęczona musza odpocząć.-Gdy to powiedział wyszedł i zatrzasną kratę, którą dopiero teraz zauważyła. Dokładnie teraz mogłam rozejrzeć się po pomieszczeniu. Okazało się, że stoi w nim 10 łóżek, a na nich śpią dziewczyny, które były może trochę starsze od nas. Trzy łóżka były wolne i świeżo pościelone , domyśliłyśmy się, że zostały one przygotowane dla nas. Nagle jedna z dziewczyn wstała i przedstawiła się nam. Miała ona na imię Maja i miała 16 lat. Okazało się , że jest ona tu najdłużej, ale nie jest najstarsza. Opowiedziała nam o co chodzi w tym miejscu. Przeraziłyśmy się. Powiedziała nam, że raz w tygodniu robią każdej z nas zdjęcie i wysyłają rodzinie. Ale jest to taka wiadomość, która usuwa się po minucie. Więc rodzina nie ma co pokazać policji  jeśli zgłosi zaginięcie. Nasze domy są obserwowane i jeśli któryś z jego ludzi zauważy policjanta w domu wiadomość jest wysyłana na 10 sekund, kiedy nikogo nie ma w pobliżu.
Byłyśmy przerażone. Jak tak można. Musiałam coś wymyślić. Przez 5 kolejnych dni 3 razy dziennie przychodzili obleśni faceci i nas wykorzystywali, nie miałyśmy jak krzyczeć lub się wyrywać, ponieważ przywiązywali nas do łóżka i zaklejali usta. W końcu przyszedł dzień w którym robili nam zdjęcia. Ja, Babi i Paulina byłyśmy jako pierwsze, ponieważ byłyśmy nowe. Wpadłam na pomysł jak przekazać rodzinie wiadomość. Kiedy byliśmy z Alkiem mali wymyśliliśmy swój szyfr, którym porozumiewamy się do dzisiaj. Więc mając okazję napisać coś na bluzce, napisałam wiadomość: Przetrzymują nas i wykorzystują. Nie wiem gdzie jesteśmy. Gościu który nas przetrzymuje mas ksywę Babilubek. Alekowi zajmie chwilę, aby odszyfrować wiadomość, a szczególnie, że wysyłają to osobno do każdego członka rodziny, a oni na pewno są teraz razem. Nikt inny nie wie co jest na koszulce, ponieważ wygląda to trochę jak bazgroły dziecka 2 letniego. 
   10 dni później
Słychać , że do góry coś się dzieje. To znowu ten facet. Wbiegł do środka jak oparzony i zaczął krzyczeć:
-Która z was to zrobiła?? Jak wam się udało zadzwonić na policje.
-To była ja. I wcale nie zadzwoniłam na policje, tylko w zdjęciu przesłałam rodzinie wiadomość. Tajnym szyfrem-Powiedziałam pewna siebie.I chwilę później tego pożałowałam, ponieważ on podszedł do mnie i zaczął mnie bić. Na początku uderzył mnie w twarz, następnie popchnął mnie mocno na ścianę i upadłam. Zaczął mnie kopać po brzuchu i bić pięściami po twarzy. I na szczęście w tym momencie pojawiła się policja, jeden z policjantów odciągnął tego potwora ode mnie i zakuł go w kajdanki, natomiast inny podbiegł do mnie i na rękach wyniósł mnie do góry i od razu przekazał w ręce lekarzy. Po 2 tygodniach spędzonych w szpitalu mogłam wyjść do domu. Ale trauma po tym wydarzeniu została do dziś.




Dzisiaj taki trochę inny rozdział, może zagmatwany, ale jest. Wena mnie w tym tygodniu trochę opuściła. Tym którzy świętują dzisiejsze święto życzę szczęśliwych Walentynek.

1 komentarz:

  1. Widzę, że dzisiaj miłe zakończenie :)
    Czekam na następny. :)

    OdpowiedzUsuń